Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 30


30
Изменить размер шрифта:

– Czy mozesz go jakos zdobyc?

– Sprobuje. Moge to zrobic tylko wtedy, kiedy jestem sama w biurze i mam dostep do kopiarki. Potem oczywiscie cofam licznik i nie ma sladu, ze jej ktos uzywal. Ale wszystko to nie wczesniej niz na poczatku przyszlego miesiaca. Dopiero wtedy bede pracowac na drugiej zmianie, a tylko na drugiej zmianie zostaje w biurze sama.

– Nie powinnismy wiecej spotykac sie w tym miejscu – zmienil temat Munro. – Takie nawyki bywaja niebezpieczne.

Przez cala nastepna godzine wykladal jej elementarne reguly obowiazujace w tej robocie; bylo to absolutnie niezbedne, jesli mieli sie nadal spotykac. W koncu podal jej plik gesto zadrukowanych karteczek, zatkniety dotad za paskiem pod luzna koszula.

– Tu jest wszystko, co musisz wiedziec. Naucz sie tego na pamiec, potem spal. Popiol najlepiej spusc z woda w toalecie.

Pare minut pozniej ona z kolei wyjela z torby i dala mu plik cienkich kartek, pokrytych czystym pismem maszynowym, cyrylica. Potem zniknela w lesie, by niespelna kilometr od tego miejsca wsiasc do wlasnego samochodu, zaparkowanego na piaszczystej drodze.

Munro cofnal sie w gleboki cien sklepienia nad bocznym wejsciem do cerkwi. Wyciagnal z kieszeni rolke tasmy klejacej, zsunal spodnie do kolan i przymocowal otrzymany przed chwila pakiet do uda. Podciagnawszy z powrotem spodnie i zapiawszy pasek ruszyl w droge; papiery uwieraly go co prawda w udo, ale workowate spodnie “made in USSR” calkowicie maskowaly ich obecnosc.

Do polnocy w zaciszu swego mieszkania przeczytal te papiery co najmniej dziesiec razy. W najblizsza srode odlecialy do Londynu: w walizeczce, przykutej lancuchem do reki kuriera, w grubej zapieczetowanej kopercie, zaadresowanej do rak wlasnych lacznika SIS w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Szklane drzwi prowadzace do ogrodu pelnego roz byly szczelnie zamkniete i tylko szum powietrza z aparatury klimatyzacyjnej zaklocal cisze Owalnego Gabinetu w Bialym Domu. Lagodne dni czerwca dawno sie skonczyly; duszny, wilgotny upal waszyngtonskiego sierpnia nie pozwalal nawet myslec o otwarciu drzwi i okien. Liczni jak zwykle na Pennsylvania Avenue turysci, spoceni i zziajani, podziwiali znany obrazek frontowego wejscia Bialego Domu, z kolumnada, flaga i lukowatym podjazdem, albo czekali cierpliwie na swoja kolej, by pod opieka przewodnikow obejrzec od srodka te najswietsza z amerykanskich swietosci. Ale zaden z nich nie dotrze nigdy do niskiej, zachodniej czesci budynku. A wlasnie tu spotkal sie dzis prezydent Matthews ze swymi najblizszymi doradcami. Naprzeciw prezydenckiego biurka siedzieli Stanislaw Poklewski i Robert Benson. Towarzyszyl im tym razem sekretarz stanu David Lawrence – prawnik z Bostonu, jeden z filarow establishmentu wschodniego wybrzeza.

Matthews zatrzasnal lezaca przed nim teczke. Juz dawno pochlonal i przetrawil pierwszy protokol Politbiura, a raczej jego angielski przeklad; teraz zapoznal sie z opiniami wlasnych ekspertow na ten temat.

– Tak sie upierales, Bob, przy wlasnej prognozie tego deficytu na trzydziesci milionow ton. Teraz okazuje sie, ze zabraknie im piecdziesiat do piecdziesieciu pieciu milionow. Czy masz pewnosc, ze ten protokol z Politbiura jest autentyczny?

– Sprawdzilismy wszystko, wszelkimi mozliwymi sposobami. Glosy sa prawdziwe. Nadmiar Lindanu w korzeniu jest prawda. Czystka w ich Ministerstwie Rolnictwa tez jest prawda. Naszym zdaniem nie moze byc zadnych watpliwosci, ze to nagranie pochodzi z obrad Biura Politycznego.

– Musimy miec stuprocentowa pewnosc – myslal glosno prezydent. – Nie mozemy sobie pozwolic na zaden blad. Nigdy jeszcze nie mielismy tak wielkiej szansy.

– Panie prezydencie – odezwal sie Poklewski – wszystko to oznacza, ze Rosjanie maja przed soba juz nie powazny deficyt, jak sadzilismy miesiac temu, w chwili uruchomienia Ustawy Shannona, ale powszechny glod.

Nie wiedzial, ze powtarza w ten sposob slowa Wasyla Pietrowa, wypowiedziane dwa miesiace temu na Kremlu; tasma nie zarejestrowala ich jednak – Pietrow rzucil je byl polglosem do siedzacego obok Iwanienki.

Matthews wolno pokiwal glowa.

– Trudno sie z tym nie zgodzic, Stan. Pytanie tylko, co m y mamy z tym zrobic?

– Niech gloduja – odpowiedzial Poklewski – To ich najwiekszy blad od czasu, gdy Stalin zlekcewazyl nasze ostrzezenia o ruchach wojsk niemieckich przy ich granicy wiosna 1941. Tym razem wrog jest wewnetrzny. Niech wiec radza sobie z nim sami.

– David? – zwrocil sie prezydent do sekretarza stanu.

Lawrence nieufnie pokrecil glowa. Na temat sporow miedzy wojowniczym Poklewskim a ostroznym bostonczykiem krazyly juz legendy. Rowniez tym razem David Lawrence mial odmienne zdanie.

– Po pierwsze sadze, ze nie rozpatrzylismy jeszcze dosc wnikliwie wszystkiego, co moze sie zdarzyc, jesli wiosna przyszlego roku ZSRR pograzy sie w chaosie. Moim zdaniem chodzi tu o cos wiecej, niz tylko o skazanie Sowietow na wypicie piwa, jakiego nawarzyli. Takie zdarzenie musi wywolac rozlegle i powazne nastepstwa miedzynarodowe…

– Bob? – prezydentowi nie starczylo cierpliwosci, by wysluchac, co Lawrence ma do powiedzenia “po drugie”. Szef centrali wywiadowczej krotko przedstawil rezultaty swoich przemyslen.

– Mamy troche czasu, panie prezydencie. Oni wiedza, ze uruchomilismy Ustawe Shannona. Wiedza tez, ze jesli beda potrzebowali zboza, musza zwrocic sie do nas. Jak to juz powiedzial sekretarz Lawrence, istotnie powinnismy rozpatrzyc wszelkie mozliwe nastepstwa glodu w ZSRR. Mozemy zaczac juz teraz. Otoz predzej czy pozniej Kreml musi podjac gre. Kiedy zas to zrobi, okaze sie, ze wszystkie atuty sa w naszym reku. Wiemy, jak zle sa ich perspektywy – ale oni nie wiedza, ze my wiemy. Mamy zboze, mamy Kondory, mamy “Slowika”, i czas pracuje dla nas. A wiec tym razem wszystkie asy sa w naszych rekach. Nie ma potrzeby decydowac juz dzis, jak rozegramy te partie.

Lawrence skinal glowa i popatrzyl na Bensona jakby z wiekszym szacunkiem. Poklewski wzruszyl tylko ramionami. Prezydent Matthews podjal nagla decyzje.

– Stan, chce, abys juz teraz powolal grupe robocza w ramach Rady Bezpieczenstwa Narodowego. Ma byc mala i absolutnie tajna. Wy trzej, nadto szef polaczonych sztabow, ministrowie obrony, skarbu i rolnictwa. Chce wiedziec dokladnie, co sie stanie w skali swiatowej, jesli tam zapanuje glod. Musze to wiedziec… i to szybko.

Zadzwonil jeden z telefonow na biurku. Bylo to bezposrednie polaczenie z Departamentem Stanu. Matthews spojrzal badawczo na Lawrence'a.

– Czy to ty do mnie dzwonisz? – zazartowal.

Sekretarz stanu wstal i odebral telefon; sluchal przez kilka minut, potem odlozyl sluchawke.

– Sprawy nabieraja tempa, panie prezydencie – powiedzial. – Dwie godziny temu w Moskwie minister spraw zagranicznych Rykow wezwal do siebie naszego ambasadora Donaldsona. W imieniu swego rzadu zaproponowal kupno od Stanow Zjednoczonych – do wiosny przyszlego roku – piecdziesieciu pieciu milionow ton zboz.

Przez dluzsza chwile w gabinecie slychac bylo tylko tykanie starego pozlacanego zegara stojacego na marmurowym kominku.

– A co odpowiedzial Donaldson? – spytal Matthews.

– Odpowiedzial oczywiscie, ze propozycja bedzie przekazana do rozpatrzenia w Waszyngtonie i ze niewatpliwie odpowie pan we wlasciwym trybie.

– Jak panowie widza, odpowiedz bedzie potrzebna szybko – powrocil prezydent do przerwanego watku. – Jakis czas moge oczywiscie zwlekac, ale najdalej do pietnastego wrzesnia musze odpowiedziec na te propozycje. A zeby to zrobic, musze dokladnie znac nasze wlasne plany… na kazda ewentualnosc.

– Za pare dni dostaniemy zapewne nowa porcje wiadomosci od “Slowika”. Pozwoli to nam moze zorientowac sie, jak Kreml widzi ten problem.

– Zgoda, Bob, zaczekajmy. Ale jak tylko raport nadejdzie, chce miec angielski przeklad na biurku.

Spotkanie u prezydenta skonczylo sie o zmierzchu. W Anglii juz od paru godzin panowala noc. W kronikach policyjnych pod data 11-12 sierpnia 1982 znalazlo sie potem kilkadziesiat wlaman, ale policje hrabstwa Somerset najbardziej zaniepokoila kradziez dokonana w sklepie z bronia sportowa w ladnym, cichym miasteczku Taunton. Zlodzieje najwyrazniej odwiedzili sklep wczesniej, za dnia, alarm bowiem byl odciety przez kogos, kto musial dobrze wiedziec, ktoredy biegnie kabel. W nocy, nie majac juz problemow z alarmem, zlodzieje przecieli poteznymi nozycami zelazna krate w oknie na zapleczu.

Sklep bynajmniej nie byl spladrowany: nie zabrano rewolwerow, ktore – przydatne w obrabianiu bankow – sa typowym lupem w tego rodzaju wlamaniach. Brakowalo jedynie, jak stwierdzil wlasciciel, jednej strzelby mysliwskiej, najlepszej, jaka handlowal: Sako Hornet 0,22, produkcji finskiej, broni o wielkiej doskonalosci razenia. Zniknely tez dwa pudelka naboi do tej strzelby, zaokraglonych i pustych w srodku Remingtonow, odznaczajacych sie przy duzej predkosci wielka sila przebicia i silnym rozpryskiem w celu.

W mieszkaniu na Bayswater Drake, Kamynski i Krim ogladali swoj lup, rozlozony na stole w salonie. Skladaly sie nan dwa rewolwery – kazdy z dwoma pelnymi magazynkami – oraz sztucer z dwoma pudelkami amunicji i wzmacniacz obrazu.

Istnieja dwa podstawowe typy noktowizorow: dzialajace na podczerwien i wzmacniajace obraz. Ludzie, ktorzy strzelaja w nocy, wola uzywac tych drugich; Krim, ze swoim doswiadczeniem mysliwego z zachodniej Kanady i po trzech latach sluzby w wojskach spadochronowych, wiedzial, co wybrac. Promiennik podczerwieni, “oswietlajacy” przedmioty na linii strzalu – dzieki czemu mozna dostrzec w wizjerze ich zielonkawe kontury – wymaga wlasnego silnego zrodla energii. Wzmacniacz obrazu natomiast chwyta te znikome ilosci swiatla, ktore obecne sa nawet w pozornych ciemnosciach, i wzmacnia je – tak jak czyni to potezna siatkowka w oku sowy, zdolnej dostrzec biegnaca mysz tam, gdzie oko ludzkie nie widzi juz niczego. Urzadzenie to nie wymaga zadnych zrodel energii. Skonstruowane pierwotnie dla celow wojskowych, male przenosne wzmacniacze obrazu staly sie pod koniec lat siedemdziesiatych przedmiotem zywego zainteresowania firm produkujacych sprzet dla strazy przemyslowej. Wkrotce znalazly sie w masowej sprzedazy. Z poczatkiem lat osiemdziesiatych mozna bylo kupic w Ameryce – za gotowke i anonimowo – takze nieco wieksze modele, nadajace sie do zainstalowania na lufie karabinu. Wlasnie taki model kupil w Ameryce Azamat Krim.