Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 29


29
Изменить размер шрифта:

Wydobyl z teczki mala foliowa torebke zawierajaca mlody ped pszenicy.

– Jeden z naszych chlopcow zwedzil to z pola pod Leningradem. – Damy to do zbadania naszemu Departamentowi Rolnictwa – ucieszyl sie Benson. – Czy ma pan jakies inne sprawy, Nigel?

– O, nic wielkiego… Moze pare drobiazgow…

– No, niechze pan mowi – naciskal Benson. Sir Nigel nabral powietrza w pluca.

– Chodzi o rosyjskie oddzialy w Afganistanie. Podejrzewamy, ze przemykaja sie dolinami w strone Pakistanu i Indii. A poniewaz uwazamy ten teren za swoja strefe wplywow, wiec gdybyscie chcieli rzucic na to okiem z Kondora…

– Zalatwione – rzekl Benson bez wahania.

– A poza tym – ciagnal Sir Nigel – ten sowiecki informator, ktorego wywiezliscie z Genewy dwa tygodnie temu… On chyba sporo wie o wtyczkach KGB w naszym ruchu zwiazkowym.

– Wyslalismy wam protokoly przesluchan – rzucil Allen pospiesznie.

– Tak, ale chcielibysmy miec do niego bezposredni dostep. Allen spojrzal na Kahna, ten tylko wzruszyl ramionami.

– OK – powiedzial Benson. – A czy my mozemy miec dostep do “Slowika”?

– Niestety nie – odparl Sir Nigel. – To calkiem inna sprawa. “Slowik” dziala w piekielnie trudnych warunkach, jest wystawiony na najwieksze ryzyko. A ja nie chce ploszyc ryby, zanim na dobre nie polknie haczyka. Zreszta bedziecie dostawac wszystko to, co my, i rownie szybko. Ale nie wlaczajcie sie w to. Postaram sie zwiekszyc czestotliwosc i objetosc dostaw, ale to wymaga czasu i wielkiej ostroznosci.

– Na kiedy przewidziana jest nastepna dostawa? – spytal Allen.

– Od dzis za tydzien. W kazdym razie wtedy ma byc spotkanie, ale mam nadzieje, ze rowniez towar.

Noc spedzil Sir Nigel w nalezacym do CIA domku wiejskim w Wirginii; nastepnego dnia “pan Barrett” odlecial z powrotem do Londynu, t ym samym samolotem, w towarzystwie tego samego generala lotnictwa.

Trzy dni pozniej Azamat Krim odplywal na pokladzie starej “Queen Elizabeth II” od nabrzeza 49 w porcie nowojorskim – do Southampton. Zdecydowal sie na podroz morska zamiast lotniczej, bo to stwarzalo wieksza szanse, ze jego bagaz nie bedzie przeswietlany aparatura rentgenowska. Zakupy udaly sie w calej pelni. Wsrod jego bagazy byla typowa, przewieszana przez ramie aluminiowa skrzynka, jakiej zwykli uzywac zawodowi fotografowie do przewozu swoich kamer i obiektywow. Nie mozna jej bylo przeswietlic – mozna bylo jednak recznie sprawdzic zawartosc. Rzecz w tym, ze wymodelowana gabka, wypelniajaca skrzynke i chroniaca aparaty i obiektywy przed wzajemnym obijaniem, przyklejona byla dolem do falszywego dna, umieszczonego dwa cale nad prawdziwym. W powstalej w ten sposob przestrzeni zmiescily sie dwa rewolwery i kilka magazynkow z amunicja.

Inny bagaz, ukryty gleboko na dnie malego kufra z ubraniami, stanowila aluminiowa tuba z nakretka, zawierajaca cos, co przypominalo dlugi teleobiektyw, okolo 4 cali srednicy. Krim zakladal, ze tylko najbardziej podejrzliwy celnik moglby rozpoznac w tym przedmiocie cos innego niz rodzaj obiektywu stosowanego przez fanatykow fotografii do zdjec z bardzo duzej odleglosci; umieszczone w tym samym kuferku albumy zdjec dzikich zwierzat i ptakow mialy potwierdzac te interpretacje.

W istocie ow “obiektyw” byl wzmacniaczem obrazu – zwanym tez noktowizorem – jaki mozna swobodnie, bez specjalnego zezwolenia, kupic w Stanach Zjednoczonych, ale nie w Wielkiej Brytanii.

W niedziele, 8 sierpnia upal lal sie z nieba na Moskwe, totez wszyscy, ktorzy nie wyjechali na podstoleczne plaze, tloczyli sie na licznych tutaj plywalniach, zwlaszcza na nowym zespole basenow, zbudowanym na Olimpiade 1980. Ale pracownicy ambasady brytyjskiej, podobnie jak kilkunastu innych przedstawicielstw zagranicznych, spedzali ten dzien na nadrzecznej plazy powyzej mostu Uspienskiego. Byl wsrod nich Adam Munro. Probowal zachowywac sie rownie beztrosko jak inni, ale przychodzilo mu to z trudem. Stanowczo za czesto spogladal na zegarek, w koncu zaczal sie ubierac.

– Hej, Adam, chyba nie masz zamiaru wracac? Jeszcze kawal dnia przed nami! – zawolala don jedna z sekretarek.

Zmusil sie do grymasu niezadowolenia.

– Niestety, obowiazki wzywaja! – odkrzyknal. – Musze przygotowac te cholerna wizyte Izby Handlowej z Manchesteru.

Poszedl przez zarosla do samochodu, wrzucil do srodka swoj plazowy ekwipunek, rozejrzal sie ukradkiem, czy nikt go nie obserwuje, i zamknal samochod. Dokola krecilo sie zbyt wielu mezczyzn w sandalach, luznych spodniach i rozpietych koszulach; gdyby nawet jeden z nich byl szpiclem, nie mozna by go bylo rozpoznac. Munro przyjal optymistyczne zalozenie, ze ludzie z KGB nigdy nie zdejmuja marynarek; a ze w zasiegu jego wzroku nie bylo nikogo, kto by mial na sobie ten nieodlaczny rekwizyt, ruszyl smialo przez las na polnoc.

Walentyna czekala juz na niego ukryta w cieniu drzew za polana. Mimo calej radosci, jakiej doznawal na jej widok, poczul nerwowy skurcz zoladka. Nie miala przeciez zadnego doswiadczenia w tej zabawie w chowanego ze szpiclami, nie mozna wiec bylo wykluczyc, ze jest sledzona. Jesli tak – jemu samemu, jako dyplomacie, grozi co najwyzej wydalenie z kraju, tyle ze reperkusje miedzynarodowe tego wydalenia moga byc ogromne. Ale i to nie bylo jego glownym zmartwieniem – najbardziej przerazalo go to, co stanie sie z Walentyna, jesli ja schwytaja. Bez wzgledu na motywy, jakimi sie kierowala, jej czyn mial tylko jedna kwalifikacje prawna: zdrada stanu.

Objal ja i pocalowal. Odwzajemnila pocalunek, ale drzala w jego ramionach.

– Boisz sie? – spytal.

– Troche – przytaknela. – Sluchales tego nagrania?

– Tak, zanim przekazalem je dalej. Moze nie powinienem byl tego robic, ale zrobilem.

– A wiec wiesz juz, ze czeka nas glod. Widzisz, ja juz doswiadczylam glodu w tym kraju, tuz po wojnie. Bylam malym dzieckiem. To bylo straszne… ale wtedy wiedzielismy, ze przyczyna jest wojna, Niemcy. I jakos to znosilismy. Nasi przywodcy byli z nami, dazyli do poprawy sytuacji.

– Moze i tym razem jakos sobie poradza – odezwal sie Munro bez przekonania.

Walentyne tylko to zirytowalo.

– Alez oni nawet nie probuja! Siedze tam, slucham ich glosow, przepisuje tasmy. Ciagle tylko sie kloca, kazdy probuje ratowac wlasna glowe.

– A ten… wuj twojego meza, marszalek Kierenski? – spytal ostroznie.

– Nie lepszy od innych. Kiedy wychodzilam za maz, wuj Nikolaj przyszedl na nasze wesele. Pomyslalam wtedy: jaki to wesoly, sympatyczny czlowiek. Ale to, oczywiscie, bylo jego zycie prywatne. Dzisiaj slucham go w zyciu publicznym. Jest taki sam jak inni, bezwzgledny i cyniczny. Kazdy z nich kombinuje tylko, jak zyskac przewage nad innymi, jak zdobyc wladze… a narod niechaj diabli biora. Czasami mysle, ze powinnam byc taka jak oni. Ale nie potrafie. Ani teraz, ani juz nigdy w zyciu.

Munro patrzyl na sosny po drugiej stronie polany, ale widzial drzewka oliwne i mlodego zolnierza wykrzykujacego: “Nie jestem zadnym twoim chlopcem!”. Zdumiewajace – pomyslal -jak latwo rzady traca kontrole nad poddanymi przez zwykle naduzycie wladzy. Nie zawsze tak jest, moze nawet nieczesto – ale jednak…

– Moglbym cie wyrwac z tego bagna, naprawde. Musialbym potem odejsc z dyplomacji, ale to wlasciwie i tak juz postanowione. A Sasza jest jeszcze tak maly, ze z latwoscia zaadaptowalby sie gdzie indziej.

– Nie, Adamie. To silna pokusa, ale nie moge. Cokolwiek sie zdarzy, czuje, ze tu jest moj kraj i tu musze zostac – zawahala sie przez chwile. – Moze zreszta kiedys… nie wiem.

Siedzieli dluzszy czas w ciszy, trzymajac sie za rece. Ona pierwsza przerwala milczenie.

– Czy twoi… ludzie z wywiadu zabrali tasme do Londynu?

– Mysle, ze tak. Oddalem ja czlowiekowi, ktory, jak sadze, reprezentuje Secret Service w ambasadzie. Pytal mnie, czy bedzie nastepna?.

Walentyna ruchem glowy wskazala na swoja sportowa torbe.

– Jest tylko kopia pisemna. Nie bede juz mogla przynosic tasm. Po przepisaniu zamyka sie je w kasie pancernej, a ja nie mam klucza. Te papiery w torbie to nastepne posiedzenie Biura.

– Jak to zdobywasz?

– Po kazdym zebraniu tasmy i stenogramy przenoszone sa pod straza do budynku Komitetu Centralnego. Jest tam zamkniety wydzial, w ktorym pracuje z piecioma kolezankami. Kierownikiem jest mezczyzna. Po przepisaniu tasmy zamyka sie w sejfie.

– To w jaki sposob wynioslas te pierwsza?

– Ten kierownik jest nowy, przyszedl dopiero w zeszlym miesiacu. Poprzedni zostawial nam wiecej swobody. Obok naszego pokoju jest studio nagran, w ktorym kopiujemy tasmy przed zamknieciem w sejfie. Miesiac temu robilam to ja. Bylam tam sama dostatecznie dlugo, zeby ukrasc kopie i zastapic ja czysta tasma.

– Czysta? – przerazil sie Munro. – Jesli beda chcieli ja przesluchac, natychmiast zauwaza zamiane!

– To nieprawdopodobne – uspokoila go. – Po kontroli zgodnosci protokolu pisemnego z tasma matka nikt juz tasm nie slucha, i tylko protokol jest do wgladu w archiwum. Z ta tasma mialam duzo szczescia. A wynioslam ja w torbie z zakupami, pod zywnoscia kupiona w kantynie KC.

– Nie rewiduja cie?

– Prawie nigdy. My, elita Nowej Rosji, cieszymy sie zaufaniem – dodala z sarkazmem. – Az papierami jest jeszcze latwiej. Protokol z ostatniego posiedzenia czerwcowego odbilam na kopiarce. Zrobilam po prostu jedna kopie za duzo, potem cofnelam licznik o jedna pozycje. Potem ten dodatkowy egzemplarz wetknelam pod taki staroswiecki pas do ponczoch… nosze czasem cos takiego do pracy. Troche od tego bylam grubsza, ale jakos nikt nie zauwazyl.

Adamowi robilo sie slabo na mysl o jej nieostroznosci.

– O czym mowili na tym zebraniu? – spytal wskazujac na torbe.

– O mozliwych konsekwencjach. O tym, co bedzie, kiedy zacznie sie glod. Jak zareaguje ludnosc. Najgorsze, ze potem, na poczatku lipca, bylo jeszcze jedno zebranie, a ja nie znam jego tresci, bo bylam na urlopie. Nie moglam przeciez zrezygnowac z urlopu… to wzbudziloby podejrzenia. Po powrocie rozmawialam z dziewczyna, ktora przepisywala tamten protokol. Byla blada z przerazenia i nic nie chciala powiedziec.