Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Kat Martin - Diabelska wygrana Diabelska wygrana

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Diabelska wygrana - Kat Martin - Страница 2


2
Изменить размер шрифта:

– Z Francuzami! – Jej brat, Chris, zostal zabity z reki Francuzow. Nienawidzila Napoleona i jego niekonczacej sie krwawej wojny.

– Plynie w nim troche francuskiej krwi ze strony matki – przypomniala sobie Jane. – Dlatego jest taki przystojny i ma sniada cere.

Aleksa westchnela.

– Lajdak, przemytnik, a moze nawet jeszcze go¬rzej. Nie ma zbyt dobrej reputacji. – Zmarszczyla brwi. Sama nie wiedziala, dlaczego mlody hrabia tak ja zaintrygowal. Po chwil~ usmiechnela sie tak pogodnie, jak nie usmiechala sie od bardzo dawna. – Mimo wszystk~ naprawde jest niesamowicie przy¬stojny. I te oczy… niebieskie jak morze po burzy.

– Tak. I rownie niezglebione. Mozesz byc pew¬na, ze ten mezczyzna oznacza same klopoty.

Aleksa jedynie wzruszyla ramionami. Zaczynala juz liczyc dni do nastepnej soboty.

* * *

Aleksie przez caly tydzien czas bardzo sie dluzyl, natomiast lady Thornhill dni mijaly jak z bicza strzelil. Stojac przy pokrytym bialym obrusem sto¬le w domu lady Bingham, tuz obok bogato zdobio¬nej czary z ponczem mieniacej sie srebrzyscie w blasku swiec, spogladala na zblizajaca sie przyja¬ciolke, ktora opierala dlon na ramieniu przystoj¬nego lorda Perry'ego. AlekSa usmiechala sie, jak zwykle uprzejmie sluchajac i jak zwykle znudzo¬na od samego poczatku towarzyskiego sezonu.

Niedawno wrocila do Londynu z Marden, posia¬dlosci znajdujacej sie niedaleko majatku ojca Jane w Dandridge, gdzie kiedys sie poznaly. W czasie sezonu Aleksa mieszkala u swojego brata i jego zony w Stoneleigh, posiadlosci wicehrabiego na tere¬nie Hampstead Heath. Oboje nalegali, zeby w tym roku wrocila do Londynu, naklaniali ja do uczest¬niczenia w zyciu towarzyskim. Mieli nadzieje, ze wreszcie znajdzie odpowiedniego meza. Jane byla pewna, ze gdyby nie Peter i tragedia, ktora sie wy¬darzyla, lord Stoneleigh naklonilby siostre do mal¬zenstwa znacznie wczesniej.

Tymczasem folgowal jej, wiedzac, ze smierc przyjaciela byla dla niej wielkim przezyciem, ze czula sie za nia odpowiedzialna, wiec przez ostat¬nie dwa lata pozwolil jej pozostac w izolacji od swiata w Marden.

Lecz w koncu Aleksa wrocila i w ciagu kilku ty¬godni sezonu byla rownie chetnie zapraszana jak w czasie swojej inauguracji. Wciaz byla piek¬na – teraz nawet jeszcze piekniejsza, poniewaz jej rysy nabraly dojrzalosci – czarujaca i ciepla. Jed¬nak wewnetrznie bardzo sie zmienila. Nie byla juz beztroska, niewinna panna, ktora z satysfakcja pla¬wila sie w uwielbieniu adorujacych ja zalotnikow. Nie byla juz niefrasobliwa, zachowujaca sie jak rozpuszczone dziecko dziewczyna.

Aleksa stala sie kobieta w kazdym calu. Strata przyjaciela kosztowala ja jej mlodosc, a takze pew¬na czastke jej samej. Wygladalo to tak, jakby skry¬wala swoje emocje, jakby jakas mala iskierka zycia w jej wnetrzu zgasla tego samego dnia, w ktorym zgasl Peter.

Jane chciala, zeby Aleksa byla podobna do in¬nych dziewczat w jej wieku – otoczona wianusz¬kiem licznych adoratorow musiala podjac trudna decyzje, ktorego wybrac z dlugiej listy zalotnikow rywalizujacych o jej reke.

Jednak Aleksa nie chciala zadnego z nich.

– To sa wszystko mali chlopcy – powiedziala kie¬dys,. – Ja chce kogos, kto po budzi moj e serce, by bilo zywiej. Kogos, kogo moglabym szanowac, z kim moglabym rozmawiac. Chce prawdziwego mezczy¬zny i nie zamierzam zwiazac sie z nikim innym.

Jane rozesmiala sie na te slowa, podziwiajac jej szczerosc. Wiedziala, ze miedzy innymi wlasnie dlatego sa tak bliskimi przyjaciolkami.

Zreszta Jane zawsze ja rozumiala. Matka Alek¬sy zmarla, gdy ona byla jeszcze mala dziewczynka, podobnie jak Jane, wiec dz.iewczynka dorastala pod opieka ojca i dwoch bra.ci niemal dwukrotnie od niej starszych; Nie bylo wiec niespodzianka, ze Alekse pociagali bardziej dojrzali mezczyzni. Nie¬stety, wiekszosc jej wielbicieli byla dla niej malo atrakcyjna.

Z wyjatkiem lorda Falona.

Ze wszystkich mezczyzn, jakich przyjaciolka Ja¬ne mogla wybrac, ten byl naj gorszy. Owszem, byl tajemniczy i intrygujacy, lecz zarazem nieprzewi¬dywalny i niebezpieczny, moze nawet dopuszczal sie czynow przestepczych. Zainteresowanie, jakie okazywal Aleksie, z pewnoscia bylo podyktowane nieczystymi intencjami, chociaz Jane musiala przy¬znac, ze nigdy nie slyszala, by rozmyslnie uwiodl mloda niewinna dziewczyne~. Byl znacznie mniej zamozny od Aleksy, a gdyby nawet szalenczo sie w sobie zakochali, wicehrabia nigdy nie zaakceptowalby tego malzenstwa.

Jednak w oczach Aleksy pojawil sie ten niewi¬dziany od dawien dawna blysk.

Stojac w migotliwym swietle zyrandola, Jane pa¬trzyla, jak jej przyjaciolka z gracja porusza sie po¬srod modnie odzianych mezczyzn i kobiet z towa¬rzystwa, oszukujac ich wszystkich swoim przyklejonym do ust usmieszkiem. Wszystkich, ale nie Jane. Byc moze lord Falon bylby dla niej odpowiedni? Moze rozpalilby w niej chec do zycia, ktora niemal zupelnie zgasla?

Byc moze warto podjac ryzyko?

Lady J ane Thornhill usmiechnela sie. Jesli Aleksa bedzie ostrozna, nic nie moze jej sie stac.

Spojrzala w kierunku drzwi prowadzacych do ogrodu. Przystojny lord Falon jeszcze nie przybyl, ale Jane nie miala watpliwosci, ze niebawem sie zjawi.

Coz to moze zaszkodzic, jesli Aleksa poflirtuje sobie z nim, tak troszeczke? Albo nawet jesli posu¬nie sie do pocalunku?

Do tej pory nie bylo mezczyzny, z ktorym Alek¬sa nie umialaby sobie poradzic. Moze nadszedl czas, by poznala takiego, ktory stawi jej czolo, roz¬nieci przygasly ogien.

Moze – tak pomyslala, lecz prawde mowiac, wcale nie byla pewna.

* * *

Byl tam. Wyraznie to czula. I obserwowal ja. Aby ukryc napiete nerwy, Aleksa rozesmiala sie rado¬snie w odpowiedzi na cos, co powiedzial towarzy¬szacy jej mezczyzna, jasnowlosy, nieco pulchny ad¬miral lord Cawley. Admiral mowil o wojnie, po raz dziesiaty delektujac sie zwyciestwem pod Trafalga¬rem sprzed kilku lat.

Aleksa puszczala mimo uszu slowa wypowiada¬ne monotonnym, nosowym glosem, wreszcie katem oka zauwazyla, jak do sali balowej wchodzi hrabia. Wysoki, szczuply, a jednak mocno zbudo¬wany. Poczula motylki w zoladku na sam widok oszczednych, plynnych ruchow pewnego siebie mezczyzny, ktorych nigdy nie widziala u innych.

Zatrzymujac sie tylko na moment, by wymienic tu i tam kilka zdawkowych zdan, skierowal sie ku drzwiom prowadzacym do ogrodu. lak dlugo be¬dzie czekal? – zastanawiala sie. Nie miala zamiaru dolaczyc do niego zbyt wczesnie.

W miare uplywu czasu doszla do wniosku, ze be¬dzie czekal godzinami. Wydawalo sie, ze hrabia jest bardzo cierpliwym czlowiekiem.

Poszla do niego zaraz po kolacji, bez trudu opuszczajac towarzystwo, wdzieczna za to, ze Ray¬ne i 10celyn poczuli sie zmeczeni i wyruszyli z po¬wrotem do Stoneleigh, posiadlosci polozonej go¬dzine jazdy kareta. Dziekowala bratu, ze pozwolil jej spedzic caly ten tydzien z J ane.

– Rozmawialem z ksieciem – powiedzial wtedy jej przystojny brat, usmiechajac sie serdecznie. Jo¬celyn stala obok niego, jedno z nich szczuple i ele¬ganckie, drugie masywne i silne. – Jego ksiazeca mosc nie jest jeszcze gotow do wyjazdu. Ty i Jane mozecie zostac razem z nim. Badz grzeczna i baw sie dobrze, a w poniedzialek przysle po ciebie po¬woz. – Mial geste wlosy koloru ciemnej kawy, me¬skie rysy twarzy, pewna szorstkosc w sposobie by¬cia, dzieki czemu zawsze swietnie radzil sobie z kobietami..

– Dziekuje ci, Rayne. – Nachylila sie i pocalowa¬la go w policzek. Jednoczesnie tknela ja nieoczeki¬wana mysl: mimo ze brat byl mocniej zbudowany, byl jedynym znanym jej mezczyzna, ktory dorow¬nywal wzrostem Damienowi Falonowi.

– Baw sie dobrze – Jocelyn usmiechnela sie i usciskala Alekse. Dwa lata starsza od Aleksy Jo miala podobna do niej sylwetke, byla szczupla i wysoka, ciemnowlosa; ladna i inteligentna zara¬zem. Po kilku latach od poslubienia Rayne'a zo¬staly z Aleksa bliskimi przyjaciolkami.

– Obiecuje, ze nie przepuszcze zadnego tanca.

– To nie byla prawda, ale Jo byla zadowolona, ze

Aleksa milo spedza czas. Chociaz, prawde mo¬wiac, do momentu pojawienia sie lorda Falo¬na na towarzyskich salonach w tym sezonie Aleksa wolalaby chyba przebywac w Marden.

Zaczekala, az brat z zona odjada, a potem zebra¬la cala odwage i przeszla na tyl domu, gdzie znaj¬dowala sie jednopietrowa ceglana przybudowka zdobiona francuskimi motywami. Pokonujac ostat¬nie kilka krokow w strone drzwi, sprawdzila jeszcze swoj stroj, ktory dzieki Jocelyn jej brat w koncu nie¬chetnie zaakceptowal: wygladzila przod zlocistej jedwabnej sukni, przesunela tiul na wlasciwe miej¬sce, wyprostowala brzeg glebokiego dekoltu, ktory odkrywal znaczna czesc jej biustu.

Ogrod Birminghamow byl mniejszy niz u lorda Dorringa, gdzie ostatnio widziala hrabiego. Byla w nim tylko jedna ozdobna fontanna.

Aleksa rozejrzala sie, omiatajac wzrokiem zywo¬ploty i slodko pachnace kwiaty. Kwitly krokusy i tu¬lipany, w ciezkich donicach pielo sie geranium, sly¬chac bylo brzeczenie owadow, wokol unosila sie won wilgotnych lisci, lecz lorda Falona nigdzie nie bylo.

Moze jednak wcale nie okazal sie tak cierpliwy. Mimo to zeszla po stopniach i ruszyla w kierun¬ku wysokiego kamiennego muru na tylach posesji. Zanim jeszcze Falon znalazl sie w zasiegu jej wzro¬ku, uslyszala cichy chrzest jego krokow na pogra¬zonej w ciemnosci sciezce.

– Mialem nadzieje, ze przyjdziesz – powiedzial glebokim, meskim glosem, wywolujacym wspomnienie o brandy z odrobina smietanki. Niezwykle polaczenie szorstkiego brzmienia i gladkiego za¬pachu wywolalo w niej lekki dreszcz.

Dotknal dlonia jej szyi ozdobionej naszyjnikiem z topazow polyskujacych w blasku ksiezyca. Kilka bursztynowych kamieni miala takze we wlosach upietych na czubku glowy w kasztanowy wianuszek.

– Nie powinnam byla tu przychodzic.

– Owszem… nie powinnas. Wiec dlaczego przyszlas? – Wtopil sie w cien, ale widziala jego sniada twarz, biale zeby, niebieskie oczy…

– Moze dlatego, ze… zaintrygowales mnie. Usmiechnal sie, pewnie wspominajac podobne slowa, ktore sam do niej wypowiedzial. Wygladal teraz mlodziej, rysy jego twarzy zlagodnialy.