Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Kunzru Hari - Impresjonista Impresjonista

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Impresjonista - Kunzru Hari - Страница 18


18
Изменить размер шрифта:

Glownym skupiskiem ludnosci Fatehpuru jest miasto Fatehpur. Mimo iz polozone w pewnej odleglosci od szlaku handlowego Grand Trunk Road, ktory przebiega na poludnie od granic ksiestwa i laczy odlegla Kalkute z Peszawarem, Fatehpur czerpie korzysci z tej lokalizacji. Miejscowi tkacze wymyslili kiedys szczegolny rodzaj bawelnianego materialu w krate, ktory upowszechnil sie w calych polnocnych Indiach. Konkurencja w postaci materialow z fabryk Manchesteru zniszczyla miejscowe tkactwo, lecz Fatehpur nadal tetni zyciem. Reszta poddanych nababa, mieszanka muzulmanow, sikhow i hindusow, zamieszkuje liczne male wioski. Ich majatek jest znaczny, przynajmniej w porownaniu z wiesniakami w mniej fortunnych miejscach, na przyklad w dotknietym kleska glodu Biharze czy nawiedzanym powodziami wschodnim Bengalu. Dzieki takim warunkom kolejni nababowie mogli nakladac na poddanych wysokie podatki bez grozby utraty ich umiarkowanej zyczliwosci.

Choc rodzina panujaca wywodzi sie od zalozycieli Fatehpuru, ksiestwo powstalo zaledwie dwiescie lat temu. Na ziemi, gdzie liczni radzpuccy wladcy moga pochwalic sie rodowodem siegajacym zamierzchlych czasow i rzadza tym samym terytorium od tysiaca lub wiecej lat, ten fakt czyni z monarchow Fatehpuru smiechu wartych parweniuszy.

Wczesne lata krolestwa spowija mrok. Wiadomo jednak, ze tysiac sto dwadziescia dwa lata po ucieczce proroka Mahometa z Mekki do Medyny i mniej wiecej dwa lata po smierci Wielkiego Zdobywcy, cesarza Alamgira, jeden z pomniejszych mogolskich generalow Ala-u-din Khan znalazl sie posrod wzgorz Pendzabu na czele oddzialu konnicy. Padlszy ofiara dworskiej intrygi w Delhi, zostal wyslany z misja spacyfikowania sikhow, ktorzy mimo roznorodnych metod perswazji, z torturowaniem i scieciem ich dziewiatego guru wlacznie, z niezrozumialych powodow ciagle odmawiali przejscia na islam i uznania wladzy Mogolow.

Przemierzajac konno wzgorza, general Ala-u-din doszedl do wniosku, ze stracil upodobanie do wojaczki. Z natury dyplomata, w gruncie rzeczy nigdy nie lubil walczyc i swoj udzial w zbrojnych starciach ograniczal do minimum. Przychodzilo mu to tym latwiej, ze po smierci wladcy zapanowal chaos. Przestaly naplywac rozkazy. I posilki. Chodzily sluchy, ze w Delhi trwa bezpardonowa walka o wladze, a armia w Pendzabie juz dawno poszla w rozsypke. Pozbawiony kontaktu z reszta dowodcow, Ala-u-din ograniczyl sie do sporadycznych potyczek i napadow na karawany. Przez kilka miesiecy on i jego ludzie zadowalali sie wedrowka po zyznych okolicach i uwalnianiem wiesniakow od zapasow ziarna oraz zywego inwentarza.

To bylo zdrowe zycie na swiezym powietrzu. Bez trudu mozna sobie wyobrazic, ze generala – podobnie jak wiele pokolen brytyjskich zolnierzy po nim – cieszyly rzeskie poranki w Pendzabie i obfitosc zwierzyny. Tego dnia, gdy uswiadomil sobie, ze wojna przestala go bawic, natknal sie na chatke medrca. Swiety maz poblogoslawil go, zaprosil do srodka i powiedzial, ze jesli general nie ma ochoty dluzej wojowac i nie chce brac udzialu w orgii zdrad i trucicielstwa w Delhi, powinien zalozyc wlasne ksiestwo. Plan wydawal sie rozsadny. Pelen nadziei Ala-u-din Khan zrownal wiec z ziemia chatke swietego i nazwal to miejsce Fatehpur („miasto zwyciestwa”), oglaszajac sie jego pierwszym nababem.

Poczatkowe stulecie istnienia Fatehpuru bylo bardzo burzliwe. Polozenie krolestwa – na tradycyjnym szlaku najazdow prowadzacym z Afganistanu – nie wrozylo nic dobrego. Jedynie ciezki haracz zaplacony perskiemu Nadir Szahowi, pozniejszym afganskim i sikhijskim lupiezcom, niedobitkom mogolskiej armii i Marathom, pozwolil nababom Fatehpuru utrzymac w stanie nienaruszonym, jesli nie wlasna dume, to chociaz terytorium. Kiedy w 1876 roku krolowa Wiktorie oglaszano cesarzowa Indii, jedenasty nabab Fatehpuru wzial udzial w uroczystosciach i zapewnil swemu panstewku dowod uznania w formie jedenastu salw armatnich oraz zapewnienia, ze odtad jego nastepcy beda zajmowac miejsce blisko szczytu ogromnego stolu, przy ktorym zasiadaja wazne osobistosci podczas wszystkich oficjalnych wydarzen w Indiach Brytyjskich, od najskromniejszej herbatki w departamencie zdrowia po wzniosla imperialna audiencje.

W tych dniach, gdy nabab Fatehpuru przybywa na terytorium znajdujace sie pod bezposrednia jurysdykcja Brytyjczykow (kilka mil w gore traktu) lub do innych ksiestw, posyla naprzod sluge, by dopilnowal wystrzelenia jedenastu salw. Bez salw nie ma wizyty. Jakkolwiek prawdziwy to zaszczyt, nabab Murad nie potrafi zapomniec, ze daleko mniejszy niz dwadziescia jeden salw na czesc bajecznie bogatego i znakomitego nizama Hyderabadu, choc milo pomyslec, ze wiecej niz dziewiec naleznych nababowi Loharu, sasiedniego muzulmanskiego ksiestwa, z ktorym nabab Murad prowadzi szlachetna rywalizacje.

Budowa Nowego Palacu, polozonego w pewnej odleglosci od dzisiejszego miasta Fatehpur, byla najbardziej ambitnym przedsiewzieciem dynastii Khanow. Khanowie odpowiadaja rowniez za brytyjska obecnosc w ksiestwie. „Kolosalne i szalencze” wydatki, jakie pochlonela budowa (tych okreslen uzyl sir Percival Montcrieff, pierwszy rezydent), nasunely brytyjskim urzednikom radosne przypuszczenie, ze nababowie Fatehpuru wkrotce okaza sie niezdolni do sprawowania wladzy i tym samym dadza im pretekst do aneksji ksiestwa „dla dobra ludu”. I tak, trzynasty nabab zostal zmuszony do zaakceptowania stalego nadzoru administracyjnego, ktory od tego czasu trwa nieprzerwanie. Choc oficjalnie nabab Murad nadal jest wladca, nie moze nawet zawiazac sobie sznurowadel bez zgody przedstawiciela Korony – majora Privett-Clampe’a. Major ma prawo zalozyc weto przeciwko wizytom nababa w Europie, powstrzymac wydatki na nowe auta, meble, klejnoty, konie do gry w polo czy samolot w imie realizacji nieefektownych pomyslow brytyjskiej administracji w rodzaju aprowizacji szpitala czy stalego zaopatrywania wiosek Fatehpuru w wode pitna. Nie mozna lekcewazyc opinii majora. Jedno jego slowo, jeden rozkaz grozi powaznymi nastepstwami ze zmiana sukcesji wlacznie. Major Privett-Clampe to naprawde potezny czlowiek.

Szczesliwie dla Prana asha przytepia zmysly. Choc doznanie jest przykre – jakby ktos wbijal mu mlotkiem klode w siedzenie – przychodzi z oddalenia. Informacje o bolu naplywaja do mozgu niczym kartki z wakacji. Krotkie, spoznione i milosiernie skrywajace prawdziwe uczucia nadawcy. Z glowa wcisnieta w przykurzona posciel Pran nie widzi purpurowej twarzy mezczyzny, ktory mozoli sie za jego plecami. Lecz jego swiadomosc rejestruje fakt, ze w rytm posuwistych ruchow nastepuje miarowy plask posladkow i kolejny glosny okrzyk. W miare jak podniecenie majora rosnie, mysliwskie nawolywanie „tally-ho!” ustepuje miejsca komendzie: „Dawaj-dawaj!”, czemu wtoruja trzaski i skrzypienie loza, walczacego o zachowanie wlasnej integralnosci.

Niektorzy moga odczuwac pokuse, by widziec w tym przede wszystkim sprawe polityczna. To przeciez pierwszy osobisty kontakt Prana z machina rzadow Imperium. Sadysci, matki mimozowatych dziewczat sluzacych albo ludzie o msciwej naturze beda woleli nazwac to kosmiczna sprawiedliwoscia. Powszechnie uwaza sie, ze nasze postepowanie w obecnym zyciu przynosi owoce dopiero w zyciu nastepnym. To swoisty niezawodny inkarnacyjny system punktacji karmicznej, ktory decyduje o naszym miejscu w ewolucyjnej tabeli i albo straca nas ku pozycjom zamiatacza ulic, psa czy ryby, albo winduje ku braminizmowi i ostatecznie ku wyzwoleniu z cyklu dzialania i cierpienia. W przypadku Prana procedura ulegla nadzwyczajnemu przyspieszeniu.

Pijany, niemlody, o slabym sercu i z chroniczna zadyszka, major Privett-Clampe nie jest tytanem seksu. Dlatego od czasu do czasu potrzebuje chwili wytchnienia. W trakcie jednej z takich przerw Pran odwraca sie i widzi, jak w jednorodnej ciemnosci przeciwleglej sciany pokoju chinskiego pojawia sie wylom. Po chwili przez powstala szpare wsuwa sie do srodka najpierw obiektyw aparatu fotograficznego, a za nim reka z mala metalowa rynienka ze sproszkowanym magnezem. Zgodnie z oczekiwaniami major postanawia wznowic operacje, ale obficie zlany potem wykonuje nagly manewr taktyczny. Wyswobodziwszy sie z munduru, rzuca go w odlegly kat z grzmiacym okrzykiem: „View halloo!”. W chwili gdy fotograf wlasnie szykuje sie do zrobienia zdjecia, widok przeslania mu fruwajacy mundur majora. Zaskoczony mezczyzna traci rownowage i spada ze stolka, rozsypujac proszek na ubranie.

Chlodny powiew wokol pach stanowi podniete, jakiej major potrzebuje, by dokonczyc dziela. Dochodzi z okrzykiem mrozacym krew w zylach. W miare jak cichnie burza hormonow, zaczyna krytycznie oceniac sytuacje. Co on, u licha, wyprawia? Niepewnosc prowadzi do wyrzutow sumienia, wyrzuty sumienia do poczucia winy, a poczucie winy do paniki. Major Privett-Clampe zapina guziki najszybciej, jak potrafi, i nakazuje sobie odwrot z pola bitwy. Jako czlowiek dobrze wychowany postanawia, juz wychodzac, uczynic jakis gest pod adresem swego partnera. Serdeczny uscisk reki bylby jednak nie na miejscu.

– Dobra robota, chlopcze! – wola burkliwie. – Tak trzymac!

Gdy za majorem zamykaja sie drzwi, z otworu w przeciwleglej scianie bucha oslepiajacy blask, ktory rozswietla ciemnosci niczym nocny ogien artyleryjski okopy. Obraz fotografa desperacko probujacego zrzucic z siebie plonace ubranie przykrywa zaraz dym, ktory spowija tez Prana szara gryzaca chmura.

?

W miare jak asha przestaje dzialac, Pran czuje coraz wieksza odraze. Oszolomiony i obolaly lezy na lozu, usilujac otoczyc sie pancerzem i odciac od tego, co wlasnie zaszlo. Po jakims czasie wyrywaja go z otumanienia dwaj hidzrowie i prowadza z powrotem do zenany, gdzie fotograf z dziura wypalona w ubraniu na wysokosci klatki piersiowej kloci sie z diwanem.

– Ty partaczu! – Diwan pieni sie ze zlosci. – I co my teraz zrobimy?

– Nic nie widzial – rzuca warkliwie fotograf i ostroznie gladzi osmalona brode. – Jestem pewien. Poza tym chlopiec mu sie podobal. Powiemy Flowersowi, zeby znowu go przyprowadzil.

Khwaja-sara krazy wokol i ucisza klotnikow. Pran wchodzi za swoimi przewodnikami do ciasnej alkowy, gdzie rzuca sie na nedzne lozko i zapada w niespokojny sen. W przeblyskach swiadomosci probuje zrozumiec, co go spotkalo. Jakim zrzadzeniem losu wyniosly syn trafil z dachu rezydencji swego ojca do nedznej alkowy w Fatehpurze? Niczym maly chlopiec wklada reke miedzy uda. W tej chwili przynajmniej ta czesc jego ciala jest bezpieczna. Co do reszty, nie ma najmniejszej pewnosci.