Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Szklarski Alfred - Tomek na Czarnym L?dzie Tomek na Czarnym L?dzie

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred - Страница 5


5
Изменить размер шрифта:

– W jaki sposob to robia?

– No, na przyklad opasuja niemowletom lydki od kostek az do kolan sznurem, a zdejmuja go dopiero wtedy, gdy dziecko zaczyna chodzic. W ten sposob hamuja rozwoj tych miesni, ktore, wedlug rozpowszechnionego wsrod Masajow mniemania, przeszkadzaja czlowiekowi w szybkim biegu i skoku. Chlopcom zakuwaja ramiona w metalowe obrecze, by naciskac miesnie najwiecej pracujace przy strzelaniu z luku. Dzieki skrepowaniu miesnie te nabieraja wiekszej sprawnosci, podobnie jak kon wyscigowy biegnie lepiej, gdy ma na nogach opaski sciagajace mu mocno peciny. Te dziwne na pozor zabiegi sprawiaja, ze Masajowie osiagaja wspaniale rezultaty w chodzie, biegu, wspinaniu sie, skokach, a takze w strzelaniu z luku, rzutach kamieniem lub oszczepem.

– Wobec tego musimy sie postarac o Masajow – stwierdzil Tomek.

– Zgoda, niech beda Masajowie, jezeli pan Hunter tak radzi – dodal Smuga. – Gdzie ich znajdziemy?

– O dwa dni konnej jazdy od Nairobi przebywa plemie, z ktorego uslug juz korzystalem. Oboz ich powinien teraz znajdowac sie tutaj – mowiac to Hunter pochylil sie nad mapa.

Nasi lowcy w skupieniu przysuneli sie do niego i dlugo studiowali trase wyprawy. W koncu Wilmowski postanowil:

– Wsiadziemy do pociagu w Mombasie i udamy sie do Nairobi. Tam postaramy sie zwerbowac kilku Masajow, po czym pojedziemy koleja az do Kisumu. Stamtad wyruszymy do Kampali, skad bez wiekszych trudnosci powinnismy sie juz dostac do Bugandy. Na zachodnim pograniczu, nad rzeka Semliki i w lasach Ituri, bedziemy polowali na goryle, okapi i lamparty. Na inne zwierzeta, jezeli zajdzie koniecznosc, urzadzimy wyprawe w okolice Kilimandzaro.

– Kiedy wyruszamy? – krotko zapytal Hunter.

– Musimy uzupelnic sprzet obozowy. Niewatpliwie zajmie nam to troche czasu – zauwazyl Wilmowski. – Zapewniono nas, ze tutaj mozna nabyc taniej niz w Europie ekwipunek konieczny na wyprawe.

– Tak tez jest rzeczywiscie – potwierdzil Hunter. – Ponadto w ten sposob unika sie przewozenia statkiem zbyt wielu bagazy. Dopiero za trzy dni odjedzie stad pociag do Nairobi, nie ma wiec pospiechu.

– Czy pociagi odchodza tak rzadko? – zdziwil sie Tomek.

– Linia Mombasa-Kisumu obslugiwana jest dwa razy w tygodniu. Poniewaz pociag odjechal wczoraj rano, nastepny wyruszy dopiero za trzy dni.

– Mimo to nie tracmy czasu i przygotujmy sie do drogi jak najszybciej – doradzil Smuga.

– Slusznie, najlepiej uczynimy zaopatrujac sie od razu we wszystko, czego potrzebujemy na wyprawe – poparl go Wilmowski. – Pan Hunter zapewne bedzie mogl zaprowadzic nas do sklepu, w ktorym uzupelnimy ekwipunek.

– Bardzo chetnie – zgodzil sie Hunter. – Jezeli macie, panowie, ochote, to chodzmy natychmiast.

Wkrotce lowcy w towarzystwie tropiciela znalezli sie w dzielnicy europejskiej. Biale wille wprost ginely wsrod drzew i kwitnacych krzewow. Tu i owdzie widnialy wielowieczne, olbrzymie baobaby, sprawiajace wrazenie sloni swiata roslinnego. Tysiace palm kokosowych wysoko, u szczytu smuklych pni powiewalo zielonymi wachlarzami lisci. Podroznicy wsiedli do ryksz, wygodnych, dwukolowych powozikow ciagnietych przez bialo ubranych kulisow. Pomkneli w kierunku centrum miasta lezacego wokol starego portu.

Niebawem ryksze znalazly sie w dzielnicy indyjskiej. Niezbyt wysokie, jasne domy wysuwaly sie oslonietymi balkonami i przybudowkami ponad ulice. W podcieniach przed sklepami siedzieli w kucki powazni handlarze indyjscy, arabscy lub goanscy. Nie zapraszali przechodniow do ogladania swych towarow, jak to sie dzieje w innych miastach wschodnich, lecz na widok wchodzacego do sklepu klienta natychmiast podnosili sie ze spokojem i wielka powaga. Na waskich, kretych uliczkach ryksze posuwaly sie bardzo wolno. Tomek z uwaga przygladal sie wystawom sklepowym. Nie brak tu bylo wyrobow ze zlota, kosci sloniowej, pior strusich, drogich kamieni, jak i oryginalnych indyjskich tkanin stanowiacych glowny przedmiot handlu. W dzielnicy indyjskiej szczegolna uwage zwracaly kobiety o rysach twarzy niezwykle regularnych, o pieknych powaznych oczach, ubrane w roznokolorowe suknie i waskie spodnie zakonczone u dolu szeroka falbanka. Ich szyje, rece, nogi, uszy i nawet nosy zdobily bogato rzezbione srebrne lub zlote obrecze, niekiedy wielkiej wartosci artystycznej.

Dzielnica murzynska przedstawiala odmienny widok. Przewazaly tu niskie lepianki o malych okienkach, niekiedy o scianach z chrustu, nie pobielane, z dachami pokrytymi liscmi palmowymi. Garbate zebu pasace sie na jednym z placow przypomnialy Tomkowi wyspe Cejlon, na ktorej byl w ubieglym roku, lecz teraz nie mial czasu na wspomnienia, gdyz ryksze wtoczyly sie w arabska dzielnice miasta. Tutaj barwny potok ludzi przedstawial mieszanine ras, narodowosci i jezykow. Widzialo sie Arabow. Indusow, Goanczykow, Europejczykow i prawdziwe mrowie Murzynow o odcieniach skory od jasnobrazowej do czarnej. Tomek z zapartym tchem spogladal na przechodniow, z ktorych wielu wygladem swym przypominalo, jakby zywcem wziete z obrazow, typy piratow i handlarzy niewolnikow. Napatrzywszy sie do syta, lowcy powrocili do dzielnicy indyjskiej. Hunter polecil kulisom zatrzymac sie przed duzym sklepem. Powitani uprzejmie przez wysokiego Indusa, wlasciciela sklepu, wkroczyli w chlodne mury domostwa.

W rozleglym skladzie pietrzyly sie sterty najrozmaitszych przedmiotow. Mozna tu bylo nabyc wszystko, poczawszy od igiel, a skonczywszy na doskonalej broni palnej.

Zakupy zajely lowcom kilka godzin. Dla siebie i towarzyszy Wilmowski wybral dwa duze zielone namioty brezentowe oraz cztery biale dla eskorty i tragarzy murzynskich. Potem przyszla kolej na piec waskich, lecz wygodnych lozek polowych, nad ktorymi rozwieszalo sie szczelnie zapinane moskitiery, czyli muslinowe zaslony, chroniace przed owadami. Kazdy namiot wyposazono w skladany stolik i umywalnie wykonana z plotna nieprzemakalnego. Wilmowski wybral rowniez kilka dokladnie zamykanych, blaszanych waliz. Mialy one chronic znajdujace sie w nich przedmioty przed mrowkami, bedacymi prawdziwa plaga dla podroznikow i mieszkancow kraju.

W glebi ladu krajowcy nie uzywali w owym czasie pieniedzy i nie znali ich wartosci, nalezalo wiec zaopatrzyc sie w towary zastepujace monete. Za rada Huntera nasi lowcy zakupili kilka bel bialego perkalu oraz materialu bawelnianego, kolorowe szklane korale, zwane przez krajowcow “same-same”, oraz pare zwojow mosieznego i miedzianego drutu. Jak Tomkowi wyjasnil ojciec, szklane korale zastepowaly Murzynom monete miedziana, materialy srebrna, a drut mosiezny zlota.

Nastepnie nabyto zapasowa odziez, koce, lekarstwa, zywnosc, sol, tyton oraz kilka karabinow dla eskorty. Wszystko to pakowano od razu w skrzynie i walizy. Tomek zapisywal, gdzie kazdy przedmiot zostal umieszczony, aby pozniej, w razie potrzeby, mozna go bylo latwo odnalezc. Tuz przed wieczorem paki zaladowano na duzy woz, po czym lowcy zmeczeni calodziennymi zakupami powrocili do domku Huntera.