Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Hitchcock Alfred - Tajemnica Srebrnego Paj?ka Tajemnica Srebrnego Paj?ka

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Tajemnica Srebrnego Paj?ka - Hitchcock Alfred - Страница 20


20
Изменить размер шрифта:

– To tylko deszczowa woda – powiedzial Rudi. – Jeszcze sie w niej dosc wymoczymy, nim stad wyjdziemy. Plynie do rzeki, na koncu jest gruba, zelazna krata. Nie wyjdziemy tamtedy. Musimy isc pod prad. Chodzcie za mna i trzymajcie sie sznura.

Gniewne okrzyki rozniosly sie echem i w gorze rozblyslo swiatlo latarni. Ale chlopcy ruszyli juz w droge. Szli spiesznie przez rwaca wode, schylajac sie, gdy sklepienie bylo w jakims miejscu niskie. Oddalali sie szybko od wlazu, swiatel i okrzykow.

Wkrotce kanal, ktorym szli, polaczyl sie z innym, wiekszym i mogli sie wyprostowac. Trzymajac sie kurczowo sznura brneli naprzod. Dwie latarnie, ktore mieli, nie rozpraszaly glebokich ciemnosci. Doslyszeli piski i cos wlochatego otarto sie Bobowi o noge, plynac w przeciwnym kierunku. Wzdrygnal sie i szedl uparcie dalej.

– Straznicy beda szli za nami – powiedzial Rudi. – Musza, z obawy przed ksieciem Stefanem. Ale nie znaja tych kanalow, a ja znam je dobrze. Przed nami jest miejsce, gdzie sie zatrzymamy dla zlapania tchu.

Niemal ciagnal ich za soba. Woda byla teraz glebsza. W pewnym miejscu spadala z gory jak wodospad i zmoczyla ich od stop do glow. Bob domyslil sie, ze byl to sciek uliczny.

Mineli nastepny maly wodospad i nagle otworzyla sie przed nimi duza, okragla komora, z ktorej wybiegaly cztery tunele. Rudi zatrzymal sie i zatoczyl luk latarnia. W jej swietle dostrzegli wystep biegnacy wokol komory, a takze zelazne klamry, wbite w kamienna sciane, jedna nad druga.

– Moglibysmy wyjsc tedy na gore – powiedzial Rudi – ale lepiej nie probowac. Zbyt blisko palacu. Odpoczniemy tylko na tym wystepie. Jestem pewien, ze mamy przewage kilku minut nad straznikami. Mozecie byc spokojni, ze nie beda sie w tych kanalach spieszyc.

Wdrapali sie na wystep i wyciagneli na nim z ulga.

– No i udalo sie – powiedzial Bob. – W kazdym razie, jak dotad. Gdzie wlasciwie teraz jestesmy?

Rudi zaczal mu odpowiadac, lecz nagle urwal.

– Zgascie latarnie! – szepnal naglaco.

Zgasili swiatla i wpatrzyli sie w ciemnosc. W tunelu na wprost zalsnila slaba poswiata i wyraznie zblizala sie do nich. Ktos szedl w ich strone. A za nimi postepowali straznicy!

Byli w pulapce!