Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Cornick Nicola - Skandalistka Skandalistka

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Skandalistka - Cornick Nicola - Страница 13


13
Изменить размер шрифта:

ROZDZIAL TRZECI

– Co to, do diabla, bylo, Juliano? – spytal Edward Ashwick z bezposrednioscia, na jaka pozwalala mu dlugoletnia znajomosc. – Trzeba przyznac, ze wywolalas calkiem spore zamieszanie, opuszczajac kosciol w towarzystwie Davencourta tuz po rozpoczeciu mszy. Czasami sie zastanawiam, czy potrafisz zrobic cokolwiek bez zwracania uwagi na siebie!

– Prawdopodobnie nie. – Juliana westchnela. Poczula sie nagle bardzo zmeczona, zupelnie jakby laudanum, ktore wziela poprzedniego dnia, znow zaczelo dzialac. Ale przeciez nie mogla tak po prostu udac sie do domu i polozyc do lozka. Ledwie minelo poludnie i w domu nie bylo nikogo, musialaby wiec zadowolic sie wlasnym towarzystwem, a tego by nie zniosla. Pod wplywem impulsu zwrocila sie do swego towarzysza:

– Mozemy teraz wrocic na weselne sniadanie, Eddie? Prosze! To byloby takie zabawne!

Rumiana twarz Edwarda poczerwieniala jeszcze bardziej jak zawsze, kiedy zwracala sie do niego zdrobnialym imieniem. Juliana zorientowala sie, ze przyjaciel rozwaza ten pomysl, i nabrala pewnosci, ze moze go sobie owinac dookola malego palca.

– Prosze, Eddie.

– Nie sadze, Juliano. – Edward mowil szorstko, chcac ukryc zaklopotanie. – Spowodowalas juz dosc zamieszania. Dajmy temu spokoj. Odwioze cie do domu.

– Nie! – Za zadne skarby nie chciala przyznac, ze czuje sie samotna. Znacznie latwiej bylo udawac znudzenie i tym samym potegowac wrazenie, ze jej plochy umysl potrzebuje rozrywki.

– Czy w takim razie nie moglibysmy odwiedzic Jossa i Amy? Albo Adama.

– Wszyscy oni przez dobre pare godzin beda na przyjeciu – zauwazyl Edward. – Powinnas o tym pomyslec, zanim wywolalas kolejne plotki. Poza tym w towarzystwie mowi sie tylko o tym, czego dopuscilas sie ubieglej nocy. Czy to prawda, ze pozwolilas sie podac Brookesowi na srebrnej tacy? – Edward wygladal, jakby za chwile mial dostac ataku apopleksji.

– Obawiam sie, ze tak – potwierdzila z westchnieniem. – To byl tylko zart, Eddie.

– Zart! Boze, miej nas w opiece, Juliano! Twoje poczucie humoru staje sie coraz dziwniejsze.

– Zaczynasz mowic jak moj ojciec – burknela ze zloscia. – Albo pan Davencourt. Co ja takiego zrobilam, ze otaczaja mnie tacy nudziarze?

Edward zmarszczyl brwi.

– Naprawde sie dziwisz, ze nas to zbulwersowalo? Joss jest na ciebie wsciekly.

Juliana poczula, ze serce jej zamiera. Joss byl jedyna osoba, ktorej opinia miala dla niej znaczenie. Gdyby stracila rowniez jego, byloby fatalnie. I tak zle sie stalo, ze odkad sie ozenil, nie poswiecal jej tyle uwagi co dawniej.

– Ty, Joss, moj ojciec. Wszyscy jestescie tacy sami – powiedziala z gorycza – Nie znosze, kiedy mowicie mi, co mam robic! Kiedys nie byles takim nudnym starym zrzeda, Eddie.

– Mowie o tym tylko dlatego, ze zalezy mi na tobie, Juliano. Przeciez wiesz. Zaden z nas nie chce twojej zguby.

Wiedziala, ze to prawda. Edwardowi naprawde na niej zalezalo. Byl jednym z jej najwierniejszych wielbicieli i przyjmowala jego troske za pewnik. Drogi, solidny Edward. Byl bardzo mily, ale nie wywolywal w niej ani odrobiny podniecenia.

– Powinnas znow wyjsc za maz, Juliano – odezwal sie Edward. Patrzyl teraz wprost na nia, z nadzieja w ciemnych oczach. – Bylas bardzo szczesliwa z Myfleetem i moglabys sprobowac jeszcze raz.

Wiedziala, co mial na mysli. Nie mogla zniesc blagania w jego oczach. Oswiadczyl jej sie kiedys, delikatnie dala mu kosza i juz nigdy nie wracali do tej sprawy.

– Tak sie sklada, ze ostatnio nikt mi sie nie oswiadcza, Eddie – rzucila lekko. – Moja reputacja zapewne odstrasza wszystkich uczciwych mezczyzn. – Choc mowiac te slowa, czula, jak serce jej zamiera, wiedziala, ze tak jest.

Edward patrzyl na nia z uporem i oddaniem.

– Najdrozsza Juliano, wiesz, ze to nie do konca prawda. Ja po czytalbym sobie za honor, gdybys rozwazyla moja propozycje.

Miana rozejrzala sie desperacko w poszukiwaniu mozliwosci ucieczki, a kiedy ja dostrzegla, uchwycila sie jej niczym tonacy brzytwy. Chodnikiem nieopodal powozu szla Emma Wren wraz ze swoja przyjaciolka lady Neasden, ktora wisiala jej na ramieniu. Niewazne, ze ubieglego wieczoru rozstaly sie w gniewie. Emma byla tak pijana, ze moze nie bedzie o tym pamietac. Miana postukala w dach powozu, dajac stangretowi znak, by sie zatrzymal, i opuscila okienko, przerywajac Edwardowi ponowne oswiadczyny.

– Emma! Mary! Zaczekajcie na mnie!

Widzac, ze Edward kuli sie w rogu powozu, usmiechnela sie do niego pocieszajaco.

– Eddie, najdrozszy, wiesz, ze nie pasujemy do siebie. Nie mniej bardzo ci dziekuje, ze wyzwoliles mnie z lap pana Davencourta. Naprawde sie balam, ze umre z nudow. A teraz musze uciekac. – Pochylila sie i ucalowala go leciutko w policzek, po czym otworzyla drzwiczki powozu i szybko dala znak lokajowi, zeby opuscil schodki.

– Wybieracie sie po zakupy, Emmo? Zaczekajcie, ide z wami!

– Co ty, do diabla, sobie wyobrazasz, Juliano? – spytal Joss Tallant pewnego wieczoru w nastepnym tygodniu, powtarzajac niemal doslownie pytanie Edwarda Ashwicka. Mowil znacznie lagodniejszym tonem, niz zamierzal, a to za przyczyna wspanialej kolacji, ktora przyjela go siostra, i butelki wybornej slodowej whisky, stojacej w zasiegu jego reki. Wieczor byl cieply, totez siedzieli na tarasie domu Juliany, az ksiezyc wzeszedl nad koronami drzew i cmy zaczely krazyc wokol plomieni swiec. Od czasu do czasu Juliana i Joss jadali kolacje tylko we dwoje – Juliana w myslach okreslala je jako czas, kiedy Amy spuszczala Jossa ze smyczy – i zazwyczaj te spotkania sam na sam sprawialy jej przyjemnosc, ale dzisiejszego wieczoru bylo inaczej. Joss dolaczyl do dlugiej listy denerwujacych osob, wypytujacych ja o powody jej zachowania.

– Przede wszystkim ta skandaliczna historia, jakobys zostala podana Brookesowi na srebrnej tacy – ciagnal brat – a potem…

– Prosze, nie przypominaj mi o tym, Joss! – przerwala Juliana gwaltownie. Miala serdecznie dosyc tego, ze mieszano ja z blotem za figiel na przyjeciu u Emmy Wren. – Wciaz powtarzam, ze to byl tylko zart, ale wy wszyscy uparliscie sie mnie za to potepic.

– Moze nie dostrzegamy zabawnej strony tej sceny. – Brat popatrzyl na nia przeciagle. – Jakby tego bylo malo, jeszcze ta historia na slubie Brookesa. Slyszalem jakas absurdalna plotke, jakoby Martin Davencourt cie z niego porwal.

– Absurdalna to wlasciwe slowo – powiedziala zrzedliwie Juliana, nalewajac sobie kolejny kieliszek porto. – Martin Davencourt nie ma pojecia, jak nalezy porywac kogos wlasciwie!

– Chcesz powiedziec niewlasciwie?

– Niewazne. Ten czlowiek jest nadety jak wypchany eksponat w muzeum. Nie wiem, co sie stanie z polityka, kiedy bedzie my miec takich nudnych parlamentarzystow.

Brat rozesmial sie.

– Zakladam wiec, ze celem Davencourta nie bylo uwiedzenie?

– Naturalnie, ze nie. Myslalam, ze go znasz. W takim razie musisz sobie zdawac sprawe z tego, jakie to malo prawdopodobne – odparla Juliana. – To znaczy rzeczywiscie mnie porwal, ale nie z powodu, o ktorym wszyscy mysla. Sadzil, ze zamierzam rzucic sie na posadzke przed oltarzem i blagac Andrew Brookesa, zeby do mnie wrocil, czy cos rownie idiotycznego. Zupelnie jakby kiedykolwiek zalezalo mi na Brookesie!

– Wielu uwaza, ze ci zalezalo – zauwazyl Joss.

– Tylko dlatego, ze sprawilam, by w to uwierzyli. – Juliana leniwie wyciagnela reke i odgonila zblakana cme od plomienia swiecy. – Wiesz, ze nigdy nie bylam kochanka Brookesa.

– Wiem takze, ze nie masz tylu kochankow, ilu przypisuja ci plotkarze. – Joss zmruzyl oczy od swiatla. – Dlaczego wprowadzasz ich w blad, Ju?

Kiedy brat nazywal ja Juliana, mowiac tym ohydnie surowym tonem, wiedziala, ze jest naprawde zly, ale kiedy uzywal zdrobnienia, byla na bezpieczniejszym gruncie. Lekko wzruszyla ramionami.

– Jak mam wisiec, niech przynajmniej wiem za co. Skoro wszyscy wierza w to co najgorsze, czemu ich wyprowadzac z bledu?

– Dlaczego pogarszasz swoja sytuacje?

Zawahala sie, bo na uczciwa odpowiedz skladalo sie wiele wyjasnien, a wszystko to byly powody, ktorych nie miala ochoty ujawnic. „Gram w te gry, bo jestem znudzona, bo jestem samotna, bo nie mam odwagi zaryzykowac i pokochac raz jeszcze”. Przyznajac sie do takiej slabosci, poczulaby sie nieprawdopodobnie bezbronna.

– Zawzielam sie, zeby zyc zgodnie z ustalona reputacja. – Poslala bratu promienny usmiech. Nie pierwszy raz o tym rozmawiali, a Joss za kazdym razem probowal namowic ja do zmiany postepowania. – Wiesz, ze moja dobra reputacja przepadla, kiedy ucieklam z Massinghamem. – Glos Juliany stal sie cieplejszy, bo przepelnialy go prawdziwe uczucia. – Nic co bym teraz powiedziala badz zrobila, nie poprawi mojej sytuacji, po co wiec probowac?

Joss westchnal.

– Juliano, wyszlas za Massinghama za maz. Malzenstwo przekresla dawne grzechy i przywraca ludzki szacunek. Gdybys tylko prowadzila nieco spokojniejsze zycie, ludzie wkrotce zapomnieliby o twoich ekscesach. Nawet ojciec by ci przebaczyl.

– Uzyskac przebaczenie ojca? Na to trzeba byloby czegos wiecej, Joss! A co do towarzystwa… Jak daleko siega hipokryzja? Ludzie sa gotowi puscic wszystko w niepamiec, o ile zaczne sie zachowywac przyzwoicie. Wszystkie moje ekscesy zostana zapomniane, jesli sie zmienie. Przeciez wyszlam za Massinghama – niemal wyplula te slowa – choc porzucil mnie po dwoch tygodniach! Liczy sie tylko swiadectwo slubu.

Joss wzruszyl ramionami.

– Hipokryzja, przyznaje, ale takie zasady rzadza spoleczenstwem.

– Nienawidze tego! To takie obludne.

– Wszyscy wiemy, ze nie znosisz kompromisow. Jednak jestes owdowiala corka markiza Tallanta i jako taka nalezysz do towarzystwa. – Blysnal zebami w usmiechu. – Po prostu. – Przemowil lagodniej. – Ulatw to sobie, Ju. Porzuc tak zwanych przyjaciol i ich niemadre zarty. Znajdz cos sensownego, co wypelni ci zycie.

Odwrocila wzrok. Niewygodne prawdy zawsze sprawialy, ze czula sie nieswojo. Rozmowa o Massinghamie wzbudzila jeszcze bardziej nieprzyjemne wspomnienia. Bol po jego ucieczce ustal, ale zlosc i rozczarowanie pozostaly. Zauroczyl ja, zakochala sie w nim bez pamieci i zostala brutalnie pozbawiona zludzen. Zabil cala jej milosc w dniu, w ktorym ja opuscil, zabierajac ze soba jej pieniadze, porzucajac sama w obcym kraju. Juliana kochala dwa razy w zyciu i obydwie milosci zakonczyly sie placzem z takiego czy innego powodu. Dawno temu przysiegla sobie, ze nigdy wiecej nie da sie zranic.