Выбери любимый жанр

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie

Выбрать книгу по жанру

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело

Последние комментарии
оксана2018-11-27
Вообще, я больше люблю новинки литератур
К книге
Professor2018-11-27
Очень понравилась книга. Рекомендую!
К книге
Vera.Li2016-02-21
Миленько и простенько, без всяких интриг
К книге
ст.ст.2018-05-15
 И что это было?
К книге
Наталья222018-11-27
Сюжет захватывающий. Все-таки читать кни
К книге

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 15


15
Изменить размер шрифта:

– I mowili, ze kiedy ta zbrodnia ma nastapic?

– O drugiej. W nocy, bo byla mowa o spiacych ludziach.

– Aha. A miejsca blizej nie okreslili?

– Kolo skwerku.

– No tak. I samochodem?

– Samochodem.

– No tak… To tylko przez dzialke mozemy do nich trafic. Inaczej nie ma sily.

Wbrew goracej niecheci Tereski i Okretki postanowiono, ze nazajutrz skoro swit, przed rozpoczeciem lekcji w szkole, najlepiej o wpol do siodmej rano, doprowadza one przedstawicieli wladzy do podejrzanej dzialki, milicja zas powinna dojsc pozniej bez trudu, kim jest wlasciciel i jego goscie. Rzecz nalezy zalatwic dyskretnie, zeby przedwczesnie nie sploszyc zbrodniarzy, i stad poranna godzina.

Zarowno Tereska, jak i Okretka nader zgodnie i bardzo stanowczo oswiadczyly, ze na owa dzialke nie trafia zadna inna droga, jak tylko ta, ktora tam dotarly. O innej w ogole mowy nie ma. W poplochu i zdenerwowaniu nie zauwazyly nawet, jak wyglada otoczenie, i nie maja pojecia o usytuowaniu dzialki w stosunku do oficjalnego wejscia. W wyniku tego oswiadczenia nastepnego dnia o godzinie wpol do siodmej rano cztery osoby przelazly przez zamknieta na glucho brame na tylach ogrodkow dzialkowych. Dzielnicowy usilowal wprawdzie spowodowac otworzenie wrot, ale okazalo sie, ze zamek zardzewial i zaden wytrych go nie ruszy. Klucza po ludziach szukac nie chcial, zeby nie wywolywac sensacji.

– To tu – powiedziala Tereska, zatrzymujac sie w alejce.

– Alez skad! – zaprotestowala Okretka. – To tam!

– Cos ty? Tutaj! Tutaj jest stol, a tutaj on kopal.

– Nic podobnego. Stol stoi tam, przeciez widzisz. A tu siedzial ten w fartuchu.

– Ale to bylo przy drodze w poprzek!

– Totez wlasnie. Przy tamtej drodze w poprzek!

– Niech sie panie szanowne na cos zdecyduja – zaproponowal beznadziejnie dzielnicowy – Nie mozemy sie zajmowac wszystkimi ludzmi na wszystkich dzialkach.

Na szanowne panie nie bylo sily. Kazda z nich kategorycznie upierala sie przy swoim, przy czym podejrzane dzialki, oddalone od siebie o kilkadziesiat metrow, istotnie wygladaly prawie identycznie. Na kazdej z nich znajdowal sie stol, przy nim laweczka, przy laweczce roslo duze drzewo, a srodek wydawal sie swiezo skopany. Kilka uwag Krzysztofa Cegny, wygloszonych przy wczorajszym przesluchaniu i dzisiejszej lustracji, sprawilo, ze i Tereska, i Okretka poczuly sie goraco przejete. Slusznosc uratowania zycia przyszlej ofiary i zlapania bandytow przed popelnieniem zbrodni nie budzila najmniejszej watpliwosci. Wszelkimi silami staraly sie w tym dopomoc.

W ostatecznym rezultacie dzielnicowy zdecydowal sie sprawdzic obie podejrzane dzialki i zorientowac sie blizej w poczynaniach ich wlascicieli. Wszystko razem moglo okazac sie pomylka, ale moglo tez byc sladem powaznej afery. Dzielnicowy lubil wiedziec, co sie dzieje na jego terenach, a Krzysztof Cegna z uporem pchal go do czynu. We wlasciwym momencie miala nastapic konfrontacja swiadkow z podejrzanymi.

– Sluchaj – powiedziala w zadumie Okretka, kiedy obie wyjatkowo wczesnie zblizaly sie do szkoly. – My chyba jestesmy zupelnie bezmyslne.

– Mozliwe – przyznala Tereska. – Bo co?

– Bo przeciez sad mamy pod nosem. Jak wczoraj przelazilam przez to wszystko, wyraznie widzialam, ze tam na kawalku rosnie cos takiego jakby szkolka. Wpadlo mi w oko. Po jakiego diabla mamy wloczyc sie Bog wie gdzie, po obcych ogrodnikach, kiedy tego tutaj to nawet ja znam.

– Ten jeden, sam jeden, nie nastarczy. Bylo tam tysiac drzewek? Nawet gdyby, to wszystkich nie odda. Dzisiaj pojdziemy do niego, ale potem musimy jednak jechac i do tamtych. I sluchaj, moze lepiej bedzie od niego wziac adresy, bo w tamtych miejscach, ktore oni podali, moga sie na nas zaczaic.

Okretka wrosla w chodnik.

– Zwariowalas? Dlaczego?!

– No przeciez nic o nas nie wiedza. Nie szli za nami, nie powiedzialysmy im, ktora szkola, ani w ogole nic. Jesli postanowili nas tez zamordowac, musza nas szukac w jakims uzgodnionym miejscu. Chodzze wreszcie, bedziesz tu stala do konca swiata?

– Boze, Boze! – jeknela Okretka. – Za czyje grzechy ja musze to wszystko znosic?! Ja wcale nie chce takich sensacji, gdybym wiedziala, co z tego wyniknie, zlamalabym wczoraj noge! To ty chcesz miec urozmaicone zycie, a nie ja!

– Nic straconego, zlamac noge zawsze zdazymy. Nie przesadzaj, nic takiego na razie sie nie dzieje. A ten Skrzetuski wydaje mi sie sympatyczny i zobacz sama, ze on ma racje.

– Racje ma, owszem – mruknela Okretka, wlokac sie z niechecia w kierunku szkoly. – Brakuje mu czarnej brody… Ale ja w tym nie musze uczestniczyc. Prosze cie, miej sobie to urozmaicone zycie beze mnie!

Tereska istotnie od najmlodszych lat, od chwili, kiedy nauczyla sie czytac, a byc moze nawet wczesniej, goraco i namietnie pragnela miec urozmaicone zycie. Wszelka mysl o stabilizacji, normalizacji, bezruchu i zastoju byla jej wstretna. Teraz jednak doszla do wniosku, ze litosciwa Opatrznosc przesadzila chyba nieco w realizacji jej pragnien, zycie bowiem zrobilo sie urozmaicone do szalenstwa.

Bezposrednio po szkole, musiala skladac wizyty rozmaitym ogrodnikom i badylarzom, rozprzestrzenionym szerokim kregiem po okolicach miasta, i maksymalnie wysilac umysl, zeby naklonic ich do dobroczynnosci. Trwalo to dlugo i bylo nader uciazliwe. Nastepnie musiala pedzic na korepetycje, ktorych uzbieralo jej sie szesc na tydzien. Dawalo to wprawdzie olsniewajace nadzieje finansowe, ale przerazajaco pochlanialo czas. Nastepnie powinna byla zajmowac sie zaplanowanymi zabiegami kosmetycznymi, gimnastyka, szczotkowaniem wlosow, przewracaniem oczami, maseczkami z ziol i innymi skomplikowanymi czynnosciami. Poznym wieczorem udawala sie razem z Okretka po uzebrane drzewka. Na domiar zlego musiala zaczac odrabiac lekcje, szkola miala bowiem swoje nieublagane wymagania. Wszystko to razem nie zostawialo ani chwili czasu na dreczenie sie Bogusiem.

Transport drzewek, swiadomie przesuniety na mozliwie jak najpozniejsza godzine, odbywal sie w sposob dosc osobliwy i przyjemnie bylo ukryc go pod oslona ciemnosci. Wiadomo bylo przy tym, ze Bogus pozniej niz do osmej nie przyjdzie, po osmej zatem mogla spokojnie oddalic sie z domu, tak ze razem wziawszy, skladalo sie zupelnie niezle.

Wsrod wielu rozmaitych rupieci u Okretki znalazly sie pochodzace z zamierzchlych czasow zabytkowe sanie, ktore jej ojciec wykonal po powstaniu, w ostatnia zime wojny, i ktore sluzyly wowczas do przewozenia kartofli. Nie dysponujac niczym innym uzyl do tego celu okraglego blatu debowego stolu, spilowanego nieco z dwoch stron. Dzieki temu sanie mialy wymiary metr na metr dwadziescia, osadzone zas byly na plozach, pochodzacych z jakiegos powozu, bryczki czy tez moze karety. Na zadanie Okretki jej starszy brat, Zygmunt, zdemontowal plozy i osadzil owego potwora na kolkach ze starego, dziecinnego rowerka. Calosc wygladala dosc niezwykle. Z jednej strony znajdowal sie rzemien, za ktory mozna bylo ciagnac, z drugiej zas sterczacy, porzadnie przymocowany, lukowato wygiety, zelazny kablak do pchania. Zaladowany stosem przywiazanych sznurkiem drzewek pojazd ow stawal sie do niczego niepodobny i niejednokrotnie budzil przesadne, zdaniem Tereski i Okretki, zainteresowanie przechodniow.

– Wygladamy jak handlarze odpadkami – powiedziala Okretka z niesmakiem.

Wyglad byl Teresce w tym wypadku w zasadzie obojetny, wolala jednak nie afiszowac sie nim zbytnio w bialy dzien. Tego tylko brakowalo, zeby przypadkiem natknac sie na Bogusia! Po poprzedniej kompromitacji cos takiego mogloby przyniesc szkode nieodwracalna.

Po nastepnych trzech dniach pani Marta popadla w rozterke. Dotychczas byla sklonna uznac, ze pani Miedlewska chyba sie myli. Tereska nie nalezy do corek sprawiajacych klopoty i o jej zycie osobiste nie ma powodu sie lekac. Teraz jednakze Tereska z niepokojaca regularnoscia zaczela oddalac sie z domu po osmej wieczorem i wracac okolo jedenastej, po powrocie zas pospiesznie udawala sie do siebie, unikajac konwersacji z kimkolwiek z rodziny. Robila przy tym wrazenie wyczerpanej fizycznie.